Ach, ten Tusk!
Kompromitacja i sukces
Nie jestem fanatycznym wielbicielem premiera Donalda Tuska, mam sporo krytycznych uwag do jego reagowania na aktualne problemy w kraju, ale uważam, że jest najlepszym premierem spośród dotychczaswych i życzę mu, by dokończył obecną kadencję pełnym sukcesem, bo na tym skorzystam również ja, jako zwykły obywatel.
Obwinianie premiera Tuska za wszelkie negatywne zdarzenia w Polsce, uszczypliwe komentarze to dowód niewielkiej orientacji w zasadach uprawiania polityki, albo też wyraz zwykłej złośliwości, braku dobrej woli i obiektywizmu w ocenianiu drugiego człwieka, zwłaszcza przeciwnika politycznego.
Jeżeli b. premier Kaczyński, b. minister Ziobro, czy inny polityk opozycyjny wykorzystuje nieszczęśliwe zdarzenie do udowadniania, że premier Tuski jest " be ", to jest to wyrachowana metoda dezawuowania przeciwnika politycznego przez sfrustrowanego opozycjonistę. I jest to w pewnym sensie zrozumiałe, choć niewiele mające wspólnego z uczciwością polityczną i deklarowaną wiarą chrześcijańską. Gorzej, gdy tą metodą posługuje się przeciętny Kowalski, bo to świadczy o stopniu nienawiści politycznej drążącej umysł autora wypowiedzi.
Skandal z dachem to rzeczywiście kompromitacja na oczach świata sportowego, dotykająca nas wszystkich, niezależnie od tego, w jakim stopniu sportem zajmujemy się osobiście.
Nie trzeba być premierem i nie trzeba wysyłać kontroli, by zorientować się, kto zawinił. Na pewno nie zawinił premier Donald Tusk. Na pewno nie zawiniła urocza pani minister sportu. Zawinili na pewno ci, którzy na tak nowoczesnym stadionie dali murawę ( w ramach oszczędności?) cieńszą od tej, która była podczas Euro-2012 (brak przewidywalności). Odpowiedzialny za to jest - jak z doniesień medialnych wynika - operator Narodowego Stadionu, czyli Narodowe Centrum Sportu. To za cieńszą murawę. Odpowiedzialny jest również Zarząd PZPN z Grzegorzem Lato na czele - współorganizator meczu, kierujący się wyłącznie przepisami Regulaminu i nie reagujący na sugestie przedstawiciela NCS, by zasunąć dach w związku z zapowiedzianymi opadami.
Trzymanie się ściśle przepisów wiąże sie z wyłączeniem zdrowego rozsądku, czyli myślenia i tu nawiazuję do drugiego komentarza pana Adama.
Pan Adam zauważył, że przesunięty mecz był nielegalny, sprzeczny z obowiazującymi przepisami, gdyż nie dopełniono formalności dotyczących użytkowania stadionu w środę. Zezwolenie dotyczyło meczu wtorkowego, który został odwołany. Poniekąd pan Adam ma rację, choć nie jestem pewien, czy nie załatwiono wszystkich formalności w "tempie ekspresowym" lub w umowie o najem stadionu nie było stosownej klauzuli.
Gdyby jednak w tym wypadku wszyscy chcieli dostosować się do litery prawa, prawdopodobnie mecz w środę nie odbyłby się, a inny termin mógłby być dla naszej drużyny niekorzystny. Dlatego ten przykład pokazuje, że miał rację min. sprawiedliwości mówiąc, iż ma w nosie literę prawa.
Litera prawa nie zawsze przystaje do sytuacji, jakie niesie życie i wówczas należy stosować rozum , czyli zdrowy rozsądek. Tego zdrowego rozsądku zabrakło w ub. wtorek odpowiedzialnemu za organizację meczu przedstawicielowi PZP, który , znając prognozy pogodowe, powinien zadecydować o zamknięciu dachu, zanim spadły pierwsze krople deszczu.
W naszym narodzie umiejętność przewidywania, czyli dalekowzroczność, nie jest cechą dominującą. Zabrakło jej we wtorek, gdy stery rządu dzierżył Donald Tusk. Gdyby w tym czasie premierem był (co nie daj Boże! ) Jarosław Kaczyński, sposób myślenia w narodzie byłby niezmienny, zatem ta sytuacja mogłaby się powtórzyć. Dajmy sobie zatem spokój z obarczaniem Donalda Tuska za wszelkie niepowodzenia, jakie nas dotykają. Może lepiej każdemu z nas uderzyć się trochę we własne piersi? Póki co, cieszmy się z sukcesu naszej drużyny, poczucia humoru kibiców i niezbyt surowych wyroków sądowych dla tych z nich, którzy pływaniem po murawie usiłowali rozładować spowodowane ulewą napięcie na stadionie.
-
Cieszę się, że po wtorkowej kompromitacji, jednak wczoraj ten mecz się odbył. Może to zniweluje przynajmniej w części niesmak. Ale, jak się okazuje, mecz odbył się nielegalnie. Bo przepisy o bezpieczeństwie imprez masowych wymagają, aby w przypadku przesunięcia terminu zaplanowanej imprezy, zawiadamiać odpowiednie władze i służby z właściwym wyprzedzeniem czasowym. W tym przypadku, przesuwając mecz z dnia na dzień nastepny, tych terminów nie zachowano. Czyli złamano obowiązujace prawo. Mamy zatem przepis, który w razie potrzeby wyciągnie się jak asa z rękawa, gdy trzeba będzie przykopać opozycji, natomiast rządzących on nie obowiązuje. Na tym właśnie polega psucie Państwa, bez którego formacja obecnie rzadząca, jak widać, obyć się nie potrafi.autor adam
- dodano: 17 października 2012 1:04
Afery z zalaniem Stadionu Narodowego komentował nie będę, bo nie jestem specjalistą od sportu. Zacytuję tylko komentarz jakiegoś internauty: "Największe wiadro świata". Od siebie dodam, że zafundował je nam rząd pana premiera Tuska za dość okrągłą sumę.autor adam
Nie jestem fanatycznym wielbicielem premiera Donalda Tuska, mam sporo krytycznych uwag do jego reagowania na aktualne problemy w kraju, ale uważam, że jest najlepszym premierem spośród dotychczaswych i życzę mu, by dokończył obecną kadencję pełnym sukcesem, bo na tym skorzystam również ja, jako zwykły obywatel.
Obwinianie premiera Tuska za wszelkie negatywne zdarzenia w Polsce, uszczypliwe komentarze to dowód niewielkiej orientacji w zasadach uprawiania polityki, albo też wyraz zwykłej złośliwości, braku dobrej woli i obiektywizmu w ocenianiu drugiego człwieka, zwłaszcza przeciwnika politycznego.
Jeżeli b. premier Kaczyński, b. minister Ziobro, czy inny polityk opozycyjny wykorzystuje nieszczęśliwe zdarzenie do udowadniania, że premier Tuski jest " be ", to jest to wyrachowana metoda dezawuowania przeciwnika politycznego przez sfrustrowanego opozycjonistę. I jest to w pewnym sensie zrozumiałe, choć niewiele mające wspólnego z uczciwością polityczną i deklarowaną wiarą chrześcijańską. Gorzej, gdy tą metodą posługuje się przeciętny Kowalski, bo to świadczy o stopniu nienawiści politycznej drążącej umysł autora wypowiedzi.
Skandal z dachem to rzeczywiście kompromitacja na oczach świata sportowego, dotykająca nas wszystkich, niezależnie od tego, w jakim stopniu sportem zajmujemy się osobiście.
Nie trzeba być premierem i nie trzeba wysyłać kontroli, by zorientować się, kto zawinił. Na pewno nie zawinił premier Donald Tusk. Na pewno nie zawiniła urocza pani minister sportu. Zawinili na pewno ci, którzy na tak nowoczesnym stadionie dali murawę ( w ramach oszczędności?) cieńszą od tej, która była podczas Euro-2012 (brak przewidywalności). Odpowiedzialny za to jest - jak z doniesień medialnych wynika - operator Narodowego Stadionu, czyli Narodowe Centrum Sportu. To za cieńszą murawę. Odpowiedzialny jest również Zarząd PZPN z Grzegorzem Lato na czele - współorganizator meczu, kierujący się wyłącznie przepisami Regulaminu i nie reagujący na sugestie przedstawiciela NCS, by zasunąć dach w związku z zapowiedzianymi opadami.
Trzymanie się ściśle przepisów wiąże sie z wyłączeniem zdrowego rozsądku, czyli myślenia i tu nawiazuję do drugiego komentarza pana Adama.
Pan Adam zauważył, że przesunięty mecz był nielegalny, sprzeczny z obowiazującymi przepisami, gdyż nie dopełniono formalności dotyczących użytkowania stadionu w środę. Zezwolenie dotyczyło meczu wtorkowego, który został odwołany. Poniekąd pan Adam ma rację, choć nie jestem pewien, czy nie załatwiono wszystkich formalności w "tempie ekspresowym" lub w umowie o najem stadionu nie było stosownej klauzuli.
Gdyby jednak w tym wypadku wszyscy chcieli dostosować się do litery prawa, prawdopodobnie mecz w środę nie odbyłby się, a inny termin mógłby być dla naszej drużyny niekorzystny. Dlatego ten przykład pokazuje, że miał rację min. sprawiedliwości mówiąc, iż ma w nosie literę prawa.
Litera prawa nie zawsze przystaje do sytuacji, jakie niesie życie i wówczas należy stosować rozum , czyli zdrowy rozsądek. Tego zdrowego rozsądku zabrakło w ub. wtorek odpowiedzialnemu za organizację meczu przedstawicielowi PZP, który , znając prognozy pogodowe, powinien zadecydować o zamknięciu dachu, zanim spadły pierwsze krople deszczu.
W naszym narodzie umiejętność przewidywania, czyli dalekowzroczność, nie jest cechą dominującą. Zabrakło jej we wtorek, gdy stery rządu dzierżył Donald Tusk. Gdyby w tym czasie premierem był (co nie daj Boże! ) Jarosław Kaczyński, sposób myślenia w narodzie byłby niezmienny, zatem ta sytuacja mogłaby się powtórzyć. Dajmy sobie zatem spokój z obarczaniem Donalda Tuska za wszelkie niepowodzenia, jakie nas dotykają. Może lepiej każdemu z nas uderzyć się trochę we własne piersi? Póki co, cieszmy się z sukcesu naszej drużyny, poczucia humoru kibiców i niezbyt surowych wyroków sądowych dla tych z nich, którzy pływaniem po murawie usiłowali rozładować spowodowane ulewą napięcie na stadionie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz