Błogosławione łono, czyli o wstydzie
Andrzej Duda jako prezydent robi błyskawiczną karierę. Dopiero co powierzono mu urząd prezydenta, a już szykuje się kolejny awans , bardziej w górę, niebiański. Tak, jak w szybkim tempie ułaskawił "niewinnego" partyjnego kolegę, tak i on sam niebawem, w odstępstwie od normy, zostanie z pewnością BEATYfikowany.
To grono szczecińskich wiernych, niepomne przestróg ojca dyrektora Tadeusza Rydzyka, który to ostatnio poróżnił się z Kancelaria Prezydenta (patrz: "Rozmowy niedokończone" z 10 grudnia 2015 r.), adorowało pana Dudę cytatami z Ewangelii , m.in tak pięknym i wzruszającym transparentem z serca ręcznie malowanym.
Pan Andrzej Duda ( w obliczu ostatnich jego poczynań celowo nie stosuję tytułów ziemskich mu przypisanych) podczas grudniowych uroczystości kilkakrotnie powtarzał, jak mu jest wstyd.
Mnie też jest wstyd panie Andrzeju, ale ... za pana nie-błogosławione posunięcia polityczne, za pana serwilizm wobec prezesa, za to, że lekceważy pan prawo i Konstytucję RP oraz zasady demokracji, wreszcie za to, że swoją funkcję pełni pan nie samodzielnie, ale będąc "na sznurku" swojego szefa - nie dla dobra narodu, lecz dla zaspokojenia urojonych ambicji PREZESA. To piszę ja: Polak gorszego sortu, w którym znajduje się gen zdrady (zdradziłem jednego z pańskich obecnych towarzyszy w listopadzie 1980 r., za co inny jego towarzysz wsadził mnie na 6 miesięcy do "internatu" w Uhercach w piękną grudniową noc). Z Gestapo nie podjąłem współpracy, bo wówczas, gdy ono działało, moi rodzice nie znali się jeszcze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz