Jesteśmy rozpolitykowanym narodem
Gdziekolwiek jesteśmy: w domu, w pracy, na ulicy, w pociągu - wszędzie słyszymy komentarze, opinie, krytykę ,prognozy polityczne; obalamy stare gabinety i tworzymy nowe; tych polityków wynosimy na piedestały, tamtych zaś odsądzamy od czci i wiary, stawiając ich przed Trybunałem Konstytucyjnym. A każdy z rozpolitykowanych moich rodaków jest święcie przekonany o swojej nieomylności, o pierwszeństwie i wyłącznosci swoich racji. Stąd dysputy przeradzające się w spory, a czasem w coś gorszego. Linie podziałow politycznych przebiegają przez sypialnie małżeńskie, stoliki kawiarniane, sąsiedzkie miedze,nie omijając nawet ławek w kościele. A cóż dopiero mówić o mediach i internecie? Zwłaszcza tu, w internecie, gdzie można być anonimowym dyskutantem i gdzie nie trzeba brać odpowiedzialności za słowo. Tu można dać upust swojej fantazji politycznej, można "nawtykać" mającym inne poglądy, zwymyślać rząd i jego ministrów - ba, nawet można postawić pod ścianą prezydenta i powiedzieć mu szczerze, co się o nim myśli, bez obawy, że się usłyszy: "spieprzaj dziadu!".
Ponieważ w jakimś sensie też jestem politykiem (może nie z pierwszej półki, ale takim lokalnym) i -jak pisałem - miałem swój skromny udział w tworzeniu tej nowej rzeczywistości, dlatego też korzystam z internetowych możliwości prezentowania swoich poglądów. Bywam często, prawie zawsze na blogu Lecha Wałęsy, uważając, że wobec chamstwa niektórych jego adwersarzy, nie można pozostać obojętnym i należy dać im odpór w sposób zdecydowany, choć nie zawsze delikatny. Mam bowiem szczególny sentyment do tego - ongiś trybuna , przywódcy związkowego, a dziś - męża stanu, szanowanego w całym cywilizowanym świecie, a w swoim kraju niesłusznie opluwanego i obrzucanego błotem przez dość liczną ,niestety, grupę małostkowych rodaków.
Dzisiaj "zakończyłem " dyskusję na blogu Lecha Wałęsy z niejakim "edvardo", o którym sądziłem, że jest uczciwy , bowiem ma za sobą - tak jak ja- kombatancką przeszłość. Chciałem go traktować jak równorzędnego partnera w dyskusji, który uszanuje również odmienność moich poglądów. Jak to wygladało w praktyce, zobaczcie sami, wchodząc na blog Lecha Wałęsy. Panu Edwardowi pozwoliłem mieć ostatnie słowo, bowiem wszelka z nim dalsza dyskusja stała sie bezowocna, a nie chcę, ze względu na jego przeszłość, stosować wobec niego złośliwości, jakich nie szczędziłem zaślepionym nienawiścią innym adwersarzom, politykierom.
Mówi się , że polityka to profesja, której nie da się uprawiać, nie brudząc sobie rąk. I chyba jest w tym dużo prawdy. Wyzwala ona bowiem w człowieku wiele negatywnych emocji, które z kolei znajdują ujście w często niegodnych czynach (to delikatnie powiedziane). A skoro tak, to - nawiązując do mojego stwierdzenia postawionego na wstępie - wszyscy jesteśmy nią pobrudzeni.
Tym razem nie nawiązałem do aktualnych wydarzeń politycznych mimo, że tyle ciekawych rzeczy dzieje się w świecie polityki. Dziś miałem potrzebę podzielenia się gorzką refleksją o kondycji etycznej moich rodaków. A skłonił mnie do tego "edvardo"- mój rodak zza oceanu, z którym miałem nadzieję porozmawiać "jak Polak z Polakiem".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz