Marsz, marsz, prezesie z ziemi polskiej do chińskiej
zdjęcie z zasobów WP /PAP Andrzej Hrechorowicz/
Był i przeszedł - marsz, który za sprawą prezesa lub jego złych doradców uwłacza pamieci ofiar stanu wojennego. Tu, okragła rocznica tragicznych dla wydarzeń sprzed 30 lat stała sie okazją do wyładowania własnej frustracji prezesa, który na siłę , po ostatnich porażkach politycznych, pragnie zakcentować swoją obecność na na polskiej scenie. W tym - mam nadzieję - jednym z ostatnich ataków szalonej nienawiści i bezradności wspomagała prezesa wielotysięczna rzesza ściągnietych z całej Polski "prawdziwych patriotów", "prawdziwych katolików" (czytałem zaproszenie w ND pisane dużym nagłówkiem). Znamy takie zorganizowane "zjazdy gwiaździste " z "wyrazami poparcia", jeszcze z czasów PRL-u. Nauka nie poszła w las, ludzie nie wyzbyli się nawyków, albo .... nie odcięli zupełnie pępowiny od Polski Ludowej. Żeby nie czuli sie urażeni samodzielnie myślący nasi przyjaciele, nie będę próbował dociekać, ilu z uczestników tego marszu szło z własnego przekonania, ilu z ciekawości, ilu zaś z tego powodu, że wyłączyli swoje myślenie i ulegli socjotechnicznym zabiegom prezesa i jego obecnego sztabu.
- Cieszę się, bardzo się cieszę, że patrzę tutaj na Aleje Ujazdowskie i nie widzę końca tego pochodu, nie widzę końca tego zgromadzenia - powiedział prezes , chcąc jakoś wynagrodzić tłumom niewygody podróży z różnych krańców Polski
A ja nie dziwię się , że prezes patrzy, patrzy i nie może dojrzeć końca. Choćby i na palcach stawał , też by nie widział, otoczony przerastającymi go wzrostem ochroniarzami i wielbicielami .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz