O inności usankcjonowanej odpowiednią ustawą
Związki specjalne
Debata na temat inności i zrównania osób nieco innych z prawami tych nie-innych ( sądzę, że dziś za użycie określenia "normalnych", można być okrzyknietym mianem homofoba i wyklętym ze społeczności ludzi postępowo-myślących) trwa , wkraczając na sejmową arenę. A wszystko to za przyczyną superlewicowej partii Janusza Palikota, której wejście do Sejmu w minionych wyborach (za co J.Palikot podziękował także środowiskom superprawicowym ) oznacza polaryzację światopoglądową społeczeństwa polskiego, zwłaszcza tej jego młodszej części.
Debata oraz wyniki głosowania w Sejmie stają sie dziś przyczyną dywagacji nad pozycja premiera Tuska w partii rządzącej oraz losem min.Gowina, który wypowiedział się "niepoprawnie" i niezgodnie z oczekiwaniami premiera. Komentatorzy polityczni wyciagają już daleko idące wnioski z tego wydarzenia, zwłaszcza, że po słowach min.Gowina premier Tusk z trybuny sejmowej orzekł, że jest to tylko osobiste, stanowisko posła, co znaczy, że poseł ten wypowiedział się zgodnie ze swoim sumieniem , gdyż w kwestiach światopoglądowych podczas głosowania nie obowiazuje dyscyplina partyjna. Min. Gowin (nie pamiętam już, czy zapytany przez kogoś z opozycji) orzekł, że ani jeden z przedstawionych projektów ustawy o związkach partnerskich nie jest zgodny z Konstytucją RP.
Minister sprawiedliwości powinien pilnować, by przestrzegano przepisów konstytucyjnych i to właśnie zrobił . Gdyby którykolwiek projekt został uchwalony, wówczas opozycja prawicowa wniosłaby skargę do Trybunału Konstytucyjnego, a ten orzekłby tak, jak to zrobił Jarosław Gowin. Zatem, minister uchronił Sejm przed uchwaleniem jeszcze jednego bubla prawnego.
Znowu nad całą sprawa ciąży unijny nakaz uchwalenia tej ustawy. I to mnie wkurza . Niedawno jakaś inna komisja unijna nakazała zlikwidować w Polsce tzw."Okna życia", bo to nie pozwala poznać dzieciom ich biologicznych matek.
To, że w Unii Europejskiej jest ostatnio modne przyznawanie się do gejowstwa lub lesbijstwa, nie znaczy wcale, że Polska - państwo należące do Unii Europejskiej - musi też "być trendy" i w związku z tym zmieniać oparte na tradycyjnych, chrześcijańskich wartościach normy zachowania społecznego.
Odmienność w upodobaniach seksualnych, której praktyczne realizowanie określa się dziś eufemistycznie "kochaniem się inaczej", znana i praktykowana była już w starożytności. Ma swoje odzwierciedlenie w literaturze, w dziełach filozoficznych. Przejęliśmy z kultury starożynych Greków i Rzymian wiele, ale nasza kultura opiera się głównie na kulturze chrześcijańskiej, której podstawą jest "Biblia". W "Biblii" mamy jasno określone również zachowania seksualne człowieka jako naturalne , zgodne z prawem Bożym. Wszelkie odstępstwa od normy są potępione. Onan został zgładzony, miasta Sodoma i Gomora uległy zatracie, gdyż działy się tam ...no właśnie - odstępstwa od normy w seksualnych zachowaniach mieszkańców , obrażajace Boga.
Dzisiaj w Polsce, tak jak w innych krajach europejskich, czy w Stanach Zjednoczonych, przyznanie sie do posiadania innej orientacji seksualnej nikogo nie dziwi. Nikt z tych ludzi nie jest pozbawiany praw obywatelskich, nikt z tego powodu nie traci przyjaciół. Już to nie szokuje, chyba, że tabloidy nadadzą temu rangę sensacji dnia. Nie rozumiem jednak, dlaczego ta grupa "kochajacych sie inaczej" tak głośno manifestuje swoją odmienność i domaga się ustawowego usankcjonowania swych związków. Na Zachodzie też zaczynało się od manifestowania, a potem pary gejowskie i lesbijskie zaczęły zawierać małżeństwa, sankcjonując tym samym adopcję dzieci. Powstaje coś na wzór rodziny, z tym, że mamę zastępuje inny pan (w związku gejowskim), lub tatę (w związku lesbijskim) inna pani. Jest to zatem nienormalna forma życia rodzinnego, jakaś atrapowa rodzina, w której dziecko, gdy zacznie coś wiecej rozumieć, będzie zdezorientowane, a być może i nieszczęśliwe.
Odmienna orientacja seksualna jest upośledzeniem, gdzie osoba nim dotknięta niczemu nie jest winna. Ta orientacja może być od urodzenia, lub też nabyta w późniejszej fazie rozwojowej na skutek błędów rodziców, czy też kontaktu z pedofilem. Oczywiście, jest to stan przykry dla osoby dotknietej tym upośledzeniem, tak jak stan innego kalectwa wrodzonego lub nabytego jest przykry i bolesny dla tychże kalek. Wiążą się z tym stanem naturalne ograniczenia, które można zminimalizować , ale nie pokonać . Jest jednak różnica. Osoby upośledzone fizycznie, czy psychicznie nie chwalą się w manifestacyjny sposób swoim kalectwem. Walczą o równe traktowanie w pracy, w środowisku, o zniesienie barier technicznych utrudniających im normalne funkcjonowanie, ale nie stoi za nimi olbrzymie lobby, więc nie krzyczą tak głośno jak ci, którzy chcą tylko kochać się inaczej. Znam osobiście kilka osób o odmiennej orientacji, które swoją odmienność znoszą z pokorą, bez jej manifestowania i praktykowania i te osoby darzę ogromnym szacunkiem.
Debata na temat inności i zrównania osób nieco innych z prawami tych nie-innych ( sądzę, że dziś za użycie określenia "normalnych", można być okrzyknietym mianem homofoba i wyklętym ze społeczności ludzi postępowo-myślących) trwa , wkraczając na sejmową arenę. A wszystko to za przyczyną superlewicowej partii Janusza Palikota, której wejście do Sejmu w minionych wyborach (za co J.Palikot podziękował także środowiskom superprawicowym ) oznacza polaryzację światopoglądową społeczeństwa polskiego, zwłaszcza tej jego młodszej części.
Debata oraz wyniki głosowania w Sejmie stają sie dziś przyczyną dywagacji nad pozycja premiera Tuska w partii rządzącej oraz losem min.Gowina, który wypowiedział się "niepoprawnie" i niezgodnie z oczekiwaniami premiera. Komentatorzy polityczni wyciagają już daleko idące wnioski z tego wydarzenia, zwłaszcza, że po słowach min.Gowina premier Tusk z trybuny sejmowej orzekł, że jest to tylko osobiste, stanowisko posła, co znaczy, że poseł ten wypowiedział się zgodnie ze swoim sumieniem , gdyż w kwestiach światopoglądowych podczas głosowania nie obowiazuje dyscyplina partyjna. Min. Gowin (nie pamiętam już, czy zapytany przez kogoś z opozycji) orzekł, że ani jeden z przedstawionych projektów ustawy o związkach partnerskich nie jest zgodny z Konstytucją RP.
Minister sprawiedliwości powinien pilnować, by przestrzegano przepisów konstytucyjnych i to właśnie zrobił . Gdyby którykolwiek projekt został uchwalony, wówczas opozycja prawicowa wniosłaby skargę do Trybunału Konstytucyjnego, a ten orzekłby tak, jak to zrobił Jarosław Gowin. Zatem, minister uchronił Sejm przed uchwaleniem jeszcze jednego bubla prawnego.
Znowu nad całą sprawa ciąży unijny nakaz uchwalenia tej ustawy. I to mnie wkurza . Niedawno jakaś inna komisja unijna nakazała zlikwidować w Polsce tzw."Okna życia", bo to nie pozwala poznać dzieciom ich biologicznych matek.
To, że w Unii Europejskiej jest ostatnio modne przyznawanie się do gejowstwa lub lesbijstwa, nie znaczy wcale, że Polska - państwo należące do Unii Europejskiej - musi też "być trendy" i w związku z tym zmieniać oparte na tradycyjnych, chrześcijańskich wartościach normy zachowania społecznego.
Odmienność w upodobaniach seksualnych, której praktyczne realizowanie określa się dziś eufemistycznie "kochaniem się inaczej", znana i praktykowana była już w starożytności. Ma swoje odzwierciedlenie w literaturze, w dziełach filozoficznych. Przejęliśmy z kultury starożynych Greków i Rzymian wiele, ale nasza kultura opiera się głównie na kulturze chrześcijańskiej, której podstawą jest "Biblia". W "Biblii" mamy jasno określone również zachowania seksualne człowieka jako naturalne , zgodne z prawem Bożym. Wszelkie odstępstwa od normy są potępione. Onan został zgładzony, miasta Sodoma i Gomora uległy zatracie, gdyż działy się tam ...no właśnie - odstępstwa od normy w seksualnych zachowaniach mieszkańców , obrażajace Boga.
Dzisiaj w Polsce, tak jak w innych krajach europejskich, czy w Stanach Zjednoczonych, przyznanie sie do posiadania innej orientacji seksualnej nikogo nie dziwi. Nikt z tych ludzi nie jest pozbawiany praw obywatelskich, nikt z tego powodu nie traci przyjaciół. Już to nie szokuje, chyba, że tabloidy nadadzą temu rangę sensacji dnia. Nie rozumiem jednak, dlaczego ta grupa "kochajacych sie inaczej" tak głośno manifestuje swoją odmienność i domaga się ustawowego usankcjonowania swych związków. Na Zachodzie też zaczynało się od manifestowania, a potem pary gejowskie i lesbijskie zaczęły zawierać małżeństwa, sankcjonując tym samym adopcję dzieci. Powstaje coś na wzór rodziny, z tym, że mamę zastępuje inny pan (w związku gejowskim), lub tatę (w związku lesbijskim) inna pani. Jest to zatem nienormalna forma życia rodzinnego, jakaś atrapowa rodzina, w której dziecko, gdy zacznie coś wiecej rozumieć, będzie zdezorientowane, a być może i nieszczęśliwe.
Odmienna orientacja seksualna jest upośledzeniem, gdzie osoba nim dotknięta niczemu nie jest winna. Ta orientacja może być od urodzenia, lub też nabyta w późniejszej fazie rozwojowej na skutek błędów rodziców, czy też kontaktu z pedofilem. Oczywiście, jest to stan przykry dla osoby dotknietej tym upośledzeniem, tak jak stan innego kalectwa wrodzonego lub nabytego jest przykry i bolesny dla tychże kalek. Wiążą się z tym stanem naturalne ograniczenia, które można zminimalizować , ale nie pokonać . Jest jednak różnica. Osoby upośledzone fizycznie, czy psychicznie nie chwalą się w manifestacyjny sposób swoim kalectwem. Walczą o równe traktowanie w pracy, w środowisku, o zniesienie barier technicznych utrudniających im normalne funkcjonowanie, ale nie stoi za nimi olbrzymie lobby, więc nie krzyczą tak głośno jak ci, którzy chcą tylko kochać się inaczej. Znam osobiście kilka osób o odmiennej orientacji, które swoją odmienność znoszą z pokorą, bez jej manifestowania i praktykowania i te osoby darzę ogromnym szacunkiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz