Polityczny "obsrywacz"?
Polityka nie jest zajęciem dla ludzi o subtelnej naturze.
Użyłem w tytule blogu wulgaryzmu wziętego z potocznego języka :"obsrywacz" i przyrzekam, że więcej go nie powtórzę. I tak wszyscy czytający będą wiedzieli, o co chodzi. Zwłaszcza ludzie na co dzień zajmujący sie polityką.
Na początek pochwalę się, że przewidziałem wzrost punktów sondażowych partii rządzącej, mimo , że została ona wplątana w dwie, a może nawet jeszcze więcej afer, których - według jednej z opozycyjnych partii - już nie poznamy, bowiem główny "policjant" do wykrywania, przypłacił swą gorliwość w wykrywaniu stanowiskiem właśnie za to, że (znowu według tej samej partii opozycyjnej) owe afery wykrył.
Że ów "wykrywacz" działał na potrzeby swojej, bedącej w opozycji partii - tego podważyć sie nie da. Działał tak również wcześniej, znajdując się w stanie gorliwości i wierności jeszcze za rządów owej partii, w celu wyeliminowania niewygodnego koalicjanta oraz pognębienia - tuż przed wyborami - partii opozycyjnej, której posłankę skutecznie uwodził i korumpował wysłany przez niego agent "Tomuś". A wszystko to, mimo wyznawanych wartości, nakazujących miłość bliźniego i uznających rodzinę za nienaruszalną świętość (agent "Tomuś" wiedział, że uwodzona ofiara jest męzatką, przeżywającą chwilowy kryzys małżeński). Było przyzwolenie na takie działanie, bo święte jest tylko to, co związane z partią "wykrywacza", a co poza nią, to diabelskie, masońskie, cyklistowskie i - w ogóle - wrogie. A wrogów należy niszczyć, choćby nawet trzeba było polec. No i polegli - najpierw partia "wykrywacza" w wyborach, a teraz sam "wykrywacz". Zaiste, co za wielkie poświęcenie dla idei.
A teraz? Teraz, kiedy na skutek falstartu, o którym wcześniej pisałem, plan obalenia partii rządzącej nie powiódł się, trzeba szkodzić, za wszelka cenę szkodzić, nawet z pozycji horyzontalnej. Ostatnim tchnieniem, w sposób błazeński strojąc minę niewinnej ofiary, rzuca fałszywe oskarżenia, mające już jawnie, w imieniu politycznych mocodawców, dyskredytować przeciwników politycznych. Tylko, te pełne sprzeczności i niekonsekwencji oskarżenia, pomówienia płynące z ust byłego gracza politycznego, nie mają już swojej wagi, mogącej pogrążyć . Mogą - co najwyżej - przylepić się na jakiś czas jak błoto lub coś mniej pachnącego i odpaść po wyschnięciu, nie robiąc większej szkody. Na szczęście.
Użyłem w tytule blogu wulgaryzmu wziętego z potocznego języka :"obsrywacz" i przyrzekam, że więcej go nie powtórzę. I tak wszyscy czytający będą wiedzieli, o co chodzi. Zwłaszcza ludzie na co dzień zajmujący sie polityką.
Na początek pochwalę się, że przewidziałem wzrost punktów sondażowych partii rządzącej, mimo , że została ona wplątana w dwie, a może nawet jeszcze więcej afer, których - według jednej z opozycyjnych partii - już nie poznamy, bowiem główny "policjant" do wykrywania, przypłacił swą gorliwość w wykrywaniu stanowiskiem właśnie za to, że (znowu według tej samej partii opozycyjnej) owe afery wykrył.
Że ów "wykrywacz" działał na potrzeby swojej, bedącej w opozycji partii - tego podważyć sie nie da. Działał tak również wcześniej, znajdując się w stanie gorliwości i wierności jeszcze za rządów owej partii, w celu wyeliminowania niewygodnego koalicjanta oraz pognębienia - tuż przed wyborami - partii opozycyjnej, której posłankę skutecznie uwodził i korumpował wysłany przez niego agent "Tomuś". A wszystko to, mimo wyznawanych wartości, nakazujących miłość bliźniego i uznających rodzinę za nienaruszalną świętość (agent "Tomuś" wiedział, że uwodzona ofiara jest męzatką, przeżywającą chwilowy kryzys małżeński). Było przyzwolenie na takie działanie, bo święte jest tylko to, co związane z partią "wykrywacza", a co poza nią, to diabelskie, masońskie, cyklistowskie i - w ogóle - wrogie. A wrogów należy niszczyć, choćby nawet trzeba było polec. No i polegli - najpierw partia "wykrywacza" w wyborach, a teraz sam "wykrywacz". Zaiste, co za wielkie poświęcenie dla idei.
A teraz? Teraz, kiedy na skutek falstartu, o którym wcześniej pisałem, plan obalenia partii rządzącej nie powiódł się, trzeba szkodzić, za wszelka cenę szkodzić, nawet z pozycji horyzontalnej. Ostatnim tchnieniem, w sposób błazeński strojąc minę niewinnej ofiary, rzuca fałszywe oskarżenia, mające już jawnie, w imieniu politycznych mocodawców, dyskredytować przeciwników politycznych. Tylko, te pełne sprzeczności i niekonsekwencji oskarżenia, pomówienia płynące z ust byłego gracza politycznego, nie mają już swojej wagi, mogącej pogrążyć . Mogą - co najwyżej - przylepić się na jakiś czas jak błoto lub coś mniej pachnącego i odpaść po wyschnięciu, nie robiąc większej szkody. Na szczęście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz