Ten blog powstał z potrzeby swobodnego wypowiedzenia sie na tematy polityczne, albowiem od dzieciństwa odczuwam skutki wydarzeń politycznych, sam jakiś czas zajmowałem sie czynnie polityką i nie mogę się od niej uwolnić. Można powiedzieć, że jestem nią zarażony. Życie polityczne w kraju i na świecie obserwuję z tzw. prowincji, tj. średniej wielkości miasta położonego na wschodnich krańcach RP, ale miasta, które ma procentowo największą liczbę swoich przedstawicieli w Parlamencie. To o czymś mówi, a także to, że jeden z nich jest moim uczniem. A poza tym, każdemu z nich osobiście ściskałem rękę. Niektórych uważam za swoich przyjaciół. Mam więc powody, by publicznie wypowiadać sie na tematy polityczne. Po co? Bo mam taką nadzieję, że mój głos, moja opinia o tym, co się dzieje aktualnie i co nas wszystkich dotyczy, moja propozycja rozwiązania jakiegoś problemu - mogą być przypadkowo dostrzeżone przez "Wielkich" naszego świata politycznego i - mam taką nadzieję - wpłynąć na "bieg lawiny".

poniedziałek, 1 stycznia 2018



Rozmowa z Jej Wysokością

Rozmawiałem z Królową Elżbietą II
   Nie było to oficjalne spotkanie, żadna audiencja. Po prostu, w pewnym momencie znaleźliśmy sie przy wspólnym stole w trakcie posiłku. Królowa -   w swoim kapeluszu oczywiście -  siedziała na honorowym miejscu, ja natomiast po jej lewej ręce. Obok mnie  siedziała moja małżonka, z którą właśnie  odbywaliśmy tę cudowną wedrówkę.
   Muszę jednak od razu uprzedzić, że miejscem owego niecodziennego  spotkania  nie był Pałac Buckingham, ani nawet  Londyn. I - jak już wspomniałem - nie było to spotkanie umówione. Po prostu, nasze ścieżki w pewnym okresie tak  skrzyżowały się, że usiedliśmy do wspólnego posiłku. Właściwie nawet nie przypuszczałem, że obok mnie siedzi Królowa Elżbieta II. Poznałem ją w momencie, gdy podawałem jej  pólmisek  z ziemniakami - tak, jak w w domu podaje sie półmisek współbiesiadnikom, szczególnie  zaś  kobietom. Podawałem półmisek osobiście, bo na tym spotkaniu nie było pałacowej służby, nie było nawet kelnerów. No, bo też nie był to pałac, ani nawet luksusowa restauracja. Był to zwykły turystyczny zajazd zbudowany z drewna, gdzie właśnie zatrzymaliśmy sie z żoną i przyjaciółmi na obiad.
   Podawałem więc Królowej, bo ją natychmiast rozpoznałem po kapeluszu,  spojrzeniu i charakterystycznym uśmiechu. Tu muszę nadmienić, że poza kapeluszem i charakterystycznymi rysami twarzy, Jej Wysokość nie posiadała żadnych innych atrybutów swojego monarszego pochodzenia. Nawet nie  miała na sobie tego niebieskiego kostiumu, tylko skromną, ale elegancką sukienkę w niebieskie kwiaty. Podając ziemniaki do zsiadłego mleka (przecież to takie  pospolite, polskie, wiejskie jadło),  pytałem ją, czy w pałacu takie potrawy są serwowane; jak czuje się przed ślubem wnuka; jak ocenia.... dość dużo pytań zadawałem wiedząc, że druga taka okazja nie nadarzy się prędko, albo już nigdy. Królowa odpowiadała bardzo dlikatnym głosem, uśmiechając się przy tym, jakby domyślała sie że i tak nie rozumiem, bowiem jej ojczysty język jest dla mnie obcy. Ale jakoś intuicyjnie rozumieliśmy się i wiedzieliśmy, że  to przypadkowe, niecodzienne spotkanie pozostanie na zawsze tajemnicą dla Dworskiego Mstrza Ceremoniału i Etykiety, dla paparazzich i wywiadu brytyjskiego...



    Gdy obudziłem się rano, szukałem - jak zwykle -  wyjaśnienia dla tego dziwnego snu. Co ranka szukam wyjaśnień, a śni mi sie coś ciekawego każdej nocy i - co najważniejsze - większość snów pamiętam. Gdy włączyłem radio, wszystko stało sie jasne: temat dnia to ślub księcia Williama i Kate, o czym już od kilku dni media bębniły, jakby to było wydarzenie epokowe na miarę wylądowania Kosmitów. A że temu wydarzeniu nadało się rangę polityczną, więc dlatego  znalazło ono odzwierciedlenie  i w moim blogu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz