W tej hecy z
Mój komentarz jest krótki : CHŁOPCY NADAL BAWIĄ SIĘ W PIASKOWNICY.
Dostanie się tak jednym, jak i drugim. Tak nie uprawia się polityki ważnej ze względu na interes państwowy. To głupota i brak odpowiedzialności, małostkowość, którą wykazali sie nasi "mężowie stanu".
O kandydaturze Radosława Sikorskiego na szefa NATO mówiło się na najwyższych szczeblach władzy od dawna. Doszło nawet do zaskakujących "gestów dobrej woli" ze strony obu zwaśnionych obozów (sprawa min. Fotygi) w ramach wspólnego poparcia Radka Sikorskiego na forum miedzynarodowym. Sam zainteresowany z początku milczał, potem publiczne zaprzeczał, jakoby chciał kandydować. Ale powszechnie wiadomo było, że to stanowisko nikomu innemu, tak jak jemu, się nie należy. I chyba on sam miał takie przekonanie.
Cóż zatem należało zrobić, aby polski kandydat wygrał ? Należało od słow przejść do czynów. A owe czyny to:
-wspólne, rządowo-prezydenckie rozmowy (bezpośrednie) ponad podziałami i osobistymi animozjami, oraz opracowanie jednolitej strategii działania;
-wysłanie sygnałów do innych krajów za pomocą służb dyplomatycznych z Kancelarii Prezydenta ( we współpracy z MSZ) o zamiarze zgłoszenia kandydatury Polaka i agitowanie za nim ( głównie w USA, Niemczech, Francji i Anglii).
-szukanie poparcia u sąsiadów;
-oficjalne zgłoszenie w odpowiednim czasie polskiego kandydata;
-zaprzestanie na ten czas wojny słownej, wzajemnych ataków, szpilek itp., dla pokazania światu, że jesteśmy krajem ludzi rozsądnych;
-wzajemne komunikowanie się Kancelarii Premiera z Kancelarią Prezydenta w kwestii poczynionych kroków.
To niewiele. Nie wolno było wysyłać do przezydenta pisma podpisanego przez podsekretarza stanu, nie wolno było używać słowa "INSTRUKCJA", nie wolno było informować prezydenta o stanowisku rządu dopiero w samolocie. Nie wolno też było dopuszczać do dywagacji mediów na temat samolotu krzeseł itp. (przecież za granicą też to słuchaja i czytają), więc premier i prezydent winni sami wydać - po wzajemnym porozumieniu się - stosowne oświadczenie.
Z kolei Kancelaria Prezydenta powinna również podjąć działania, by wcześniej ustalić wspólne stanowisko. A jeżeli już dotarło pismo (instrukcja) podpisane przez urzędnika niższego szczebla, można było zgłosić premierowi zaistniałe uchybienie i zażądać oficjalnego pisma od niego. Doprawdy, dwie godziny na załatwienie takiej sprawy wystarczyłyby z pewnością. I mógł się prezydent poczuć nieco urażony forma powiadamiania, ale nie powinien dla dobra sprawy obrażać się, a potem robić to, co zrobił. Cóż, że w obecności prezydenta Obamy mówili z premierem jednym głosem, gdy kindżały trzymane w drugiej ręce za plecami błyszczały groźnie, gotowe w każdej chwili do użycia. I znowu mamy niepotrzebne wojownicze wypowiedzi polityków PO-PiS-u, znowu rozwrzaskują się media, podsycając atmosferę wzajemnej nienawiści i znowu na świecie dziwią się Polakom, spośród których wywodzą się takie dwie wielkie postacie jak Jan Paweł II i Lech Wałęsa.
Dostanie się tak jednym, jak i drugim. Tak nie uprawia się polityki ważnej ze względu na interes państwowy. To głupota i brak odpowiedzialności, małostkowość, którą wykazali sie nasi "mężowie stanu".
O kandydaturze Radosława Sikorskiego na szefa NATO mówiło się na najwyższych szczeblach władzy od dawna. Doszło nawet do zaskakujących "gestów dobrej woli" ze strony obu zwaśnionych obozów (sprawa min. Fotygi) w ramach wspólnego poparcia Radka Sikorskiego na forum miedzynarodowym. Sam zainteresowany z początku milczał, potem publiczne zaprzeczał, jakoby chciał kandydować. Ale powszechnie wiadomo było, że to stanowisko nikomu innemu, tak jak jemu, się nie należy. I chyba on sam miał takie przekonanie.
Cóż zatem należało zrobić, aby polski kandydat wygrał ? Należało od słow przejść do czynów. A owe czyny to:
-wspólne, rządowo-prezydenckie rozmowy (bezpośrednie) ponad podziałami i osobistymi animozjami, oraz opracowanie jednolitej strategii działania;
-wysłanie sygnałów do innych krajów za pomocą służb dyplomatycznych z Kancelarii Prezydenta ( we współpracy z MSZ) o zamiarze zgłoszenia kandydatury Polaka i agitowanie za nim ( głównie w USA, Niemczech, Francji i Anglii).
-szukanie poparcia u sąsiadów;
-oficjalne zgłoszenie w odpowiednim czasie polskiego kandydata;
-zaprzestanie na ten czas wojny słownej, wzajemnych ataków, szpilek itp., dla pokazania światu, że jesteśmy krajem ludzi rozsądnych;
-wzajemne komunikowanie się Kancelarii Premiera z Kancelarią Prezydenta w kwestii poczynionych kroków.
To niewiele. Nie wolno było wysyłać do przezydenta pisma podpisanego przez podsekretarza stanu, nie wolno było używać słowa "INSTRUKCJA", nie wolno było informować prezydenta o stanowisku rządu dopiero w samolocie. Nie wolno też było dopuszczać do dywagacji mediów na temat samolotu krzeseł itp. (przecież za granicą też to słuchaja i czytają), więc premier i prezydent winni sami wydać - po wzajemnym porozumieniu się - stosowne oświadczenie.
Z kolei Kancelaria Prezydenta powinna również podjąć działania, by wcześniej ustalić wspólne stanowisko. A jeżeli już dotarło pismo (instrukcja) podpisane przez urzędnika niższego szczebla, można było zgłosić premierowi zaistniałe uchybienie i zażądać oficjalnego pisma od niego. Doprawdy, dwie godziny na załatwienie takiej sprawy wystarczyłyby z pewnością. I mógł się prezydent poczuć nieco urażony forma powiadamiania, ale nie powinien dla dobra sprawy obrażać się, a potem robić to, co zrobił. Cóż, że w obecności prezydenta Obamy mówili z premierem jednym głosem, gdy kindżały trzymane w drugiej ręce za plecami błyszczały groźnie, gotowe w każdej chwili do użycia. I znowu mamy niepotrzebne wojownicze wypowiedzi polityków PO-PiS-u, znowu rozwrzaskują się media, podsycając atmosferę wzajemnej nienawiści i znowu na świecie dziwią się Polakom, spośród których wywodzą się takie dwie wielkie postacie jak Jan Paweł II i Lech Wałęsa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz