Krzywda
"Jarosławowi Kaczyńskiemu wyrządzono krzywdę."
Tak ktoś skomentował nakłonienie go do kandydowania na urząd prezydenta RP. Jestem takiego samego zdania.
Zaraz po tragedii smoleńskiej, w rozmowie ze znajomą, zwolenniczką PiS-u i ojca dyrektora, przewidywałem, że ktoś z tego środowiska wezwie Jarosława do kontynuowania misji ś.p. prezydenta, do ratowania Polski i Jarosław nie będzie mógł odmówić. Pani nie chciała uwierzyć w moją przepowiednię i zaproponowała zakład o czekoladę. Czekoladę mam obiecaną na następnym spotkaniu, ale wolałbym ja przegrać zakład niż widzieć dziś nieszczęsnego w swojej wielkiej frustracji Jarosława Kaczyńskiego. Nie piszę tego złośliwie, choć nie ukrywam, że od czasu, gdy ongiś pod pomnikiem urządził hucpę polityczną, paląc podobiznę ówczesnego prezydenta Lecha Wałęsy, przestałem darzyć go sympatią (szczególnie ten moment przypomniał mi się, gdy dziś jeden z jego pretorianów tłumaczył nieobecność prezesa PiS na uroczystości zaprzysiężenia prezydenta Komorowskiego tym, że PO źle traktowała jego brata).
Przegrana Jarosława Kaczyńskiego, który zdobył - bądź co bądź - ogromne poparcie społeczne ( ale za przyczyną ojca dyrektora, tudzież ogromnej rzeszy księży, odwoływania się do zmarłego tragicznie brata i chwilowej zmiany wizerunku), wyzwoliła falę wściekłości u całej sfrustrowanej formacji pisowsko-radiomaryjnej - wściekłości, która zaowocowała licznymi protestami, mającymi doprowadzić do unieważnienia wyborów (przypomnijmy incydent w Sądzie Najwyższym). Sam prezes Jarosław, wraz z odrzuceniem maski "gołąbka pokoju", znów stał się kimś podobnym do pełnego złośliwości pokemona. Nie mogąc godnie znieść porażki, rozpoczął akcję dezawuowania wygranej swojego konkurenta i jego osoby. Nie wiem, kto ten scenariusz układał , ale wszyscy występujący w mediach posłowie z PiS wypowiadali się i wypowiadają nadal, jakby mieli tzw. "rozpiskę". Nawet w dniu zaprzysiężenia prezydenta Komorowskiego, posłanka PiS w wywiadzie, podobnie jak pan Mirosław Błaszczak , tłumaczy nieobecność prezesa tym, że PO rzucała obelgi na jego brata. To dezawuowanie nowego, wybranego przez naród prezydenta, ma miejsce również w toruńskiej, rydzykowskiej rozgłośni i w Naszym Dzienniku. Być może na tej linii istnieje szczególna współpraca. Kiedy bowiem miała miejsce warcholska, żenująca akcja zablokowania krzyża przed Pałacem Prezydenckim, w rozgłośni toruńskiej jakiś młody lektor czytał długi artykuł ks. Bartnika (do tej pory cenionego przeze mnie kapłana i publicysty) o tym krzyżu i niegodziwości prezydenta-elekta Komorowskiego. Artykuł ten miał ukazać się w Naszym Dzienniku i był naprawdę wredny. Jego odczytywanie w tym samym czasie, gdy młodzi księża z kościoła św. Anny, obrzucani egzorcyzmami przez pełen nienawiści tłum, nie mogli spełnić swojej misji, nie było przypadkowe. Było elementem zaplanowanej akcji propagandowej, w którą , z jednej strony włączyło się Radio Maryja i Nasz Dziennik (o TV TRWAM nie mogę powiedzieć, bo nie oglądam), z drugiej zaś - sam prezes Jarosław, mający pełną świadomość odziaływania socjotechnicznego na tłumy . A wszystko zmierza w jego zamiarach do tego, by maksymalnie utrudnić prezydentowi Komorowskiemu (skoro nie da się już zawrócić koła historii) jego start i urzędowanie, pokazać go społeczeństwu i Kościołowi jako zapaterystę, masona, komunistę walczącego z krzyżem i Panem Bogiem. A że są to "oczywiste", wierutne bzdury - tak jak wywiad prezesa na stronie internetowej PiS - udowadniać nie trzeba. Jest to obraz chorego i bezsilnego, przegranego człowieka , przygniecionego dramatem rodzinnym i wplątanego w nieodpowiednim dla niego czasie w wielką grę, w której jednym z rozdających karty jest o."dr".Tadeusz Rydzyk. Dlatego właśnie uważam, że wyrządzono panu Jarosławowi wielką krzywdę jako bratu tragicznie zmarłego prezydenta, narażając go na tak silne, negatywne przeżycia. O samą kondycję PiS nie martwię się, bo to nie moje zmartwienie.
Tak ktoś skomentował nakłonienie go do kandydowania na urząd prezydenta RP. Jestem takiego samego zdania.
Zaraz po tragedii smoleńskiej, w rozmowie ze znajomą, zwolenniczką PiS-u i ojca dyrektora, przewidywałem, że ktoś z tego środowiska wezwie Jarosława do kontynuowania misji ś.p. prezydenta, do ratowania Polski i Jarosław nie będzie mógł odmówić. Pani nie chciała uwierzyć w moją przepowiednię i zaproponowała zakład o czekoladę. Czekoladę mam obiecaną na następnym spotkaniu, ale wolałbym ja przegrać zakład niż widzieć dziś nieszczęsnego w swojej wielkiej frustracji Jarosława Kaczyńskiego. Nie piszę tego złośliwie, choć nie ukrywam, że od czasu, gdy ongiś pod pomnikiem urządził hucpę polityczną, paląc podobiznę ówczesnego prezydenta Lecha Wałęsy, przestałem darzyć go sympatią (szczególnie ten moment przypomniał mi się, gdy dziś jeden z jego pretorianów tłumaczył nieobecność prezesa PiS na uroczystości zaprzysiężenia prezydenta Komorowskiego tym, że PO źle traktowała jego brata).
Przegrana Jarosława Kaczyńskiego, który zdobył - bądź co bądź - ogromne poparcie społeczne ( ale za przyczyną ojca dyrektora, tudzież ogromnej rzeszy księży, odwoływania się do zmarłego tragicznie brata i chwilowej zmiany wizerunku), wyzwoliła falę wściekłości u całej sfrustrowanej formacji pisowsko-radiomaryjnej - wściekłości, która zaowocowała licznymi protestami, mającymi doprowadzić do unieważnienia wyborów (przypomnijmy incydent w Sądzie Najwyższym). Sam prezes Jarosław, wraz z odrzuceniem maski "gołąbka pokoju", znów stał się kimś podobnym do pełnego złośliwości pokemona. Nie mogąc godnie znieść porażki, rozpoczął akcję dezawuowania wygranej swojego konkurenta i jego osoby. Nie wiem, kto ten scenariusz układał , ale wszyscy występujący w mediach posłowie z PiS wypowiadali się i wypowiadają nadal, jakby mieli tzw. "rozpiskę". Nawet w dniu zaprzysiężenia prezydenta Komorowskiego, posłanka PiS w wywiadzie, podobnie jak pan Mirosław Błaszczak , tłumaczy nieobecność prezesa tym, że PO rzucała obelgi na jego brata. To dezawuowanie nowego, wybranego przez naród prezydenta, ma miejsce również w toruńskiej, rydzykowskiej rozgłośni i w Naszym Dzienniku. Być może na tej linii istnieje szczególna współpraca. Kiedy bowiem miała miejsce warcholska, żenująca akcja zablokowania krzyża przed Pałacem Prezydenckim, w rozgłośni toruńskiej jakiś młody lektor czytał długi artykuł ks. Bartnika (do tej pory cenionego przeze mnie kapłana i publicysty) o tym krzyżu i niegodziwości prezydenta-elekta Komorowskiego. Artykuł ten miał ukazać się w Naszym Dzienniku i był naprawdę wredny. Jego odczytywanie w tym samym czasie, gdy młodzi księża z kościoła św. Anny, obrzucani egzorcyzmami przez pełen nienawiści tłum, nie mogli spełnić swojej misji, nie było przypadkowe. Było elementem zaplanowanej akcji propagandowej, w którą , z jednej strony włączyło się Radio Maryja i Nasz Dziennik (o TV TRWAM nie mogę powiedzieć, bo nie oglądam), z drugiej zaś - sam prezes Jarosław, mający pełną świadomość odziaływania socjotechnicznego na tłumy . A wszystko zmierza w jego zamiarach do tego, by maksymalnie utrudnić prezydentowi Komorowskiemu (skoro nie da się już zawrócić koła historii) jego start i urzędowanie, pokazać go społeczeństwu i Kościołowi jako zapaterystę, masona, komunistę walczącego z krzyżem i Panem Bogiem. A że są to "oczywiste", wierutne bzdury - tak jak wywiad prezesa na stronie internetowej PiS - udowadniać nie trzeba. Jest to obraz chorego i bezsilnego, przegranego człowieka , przygniecionego dramatem rodzinnym i wplątanego w nieodpowiednim dla niego czasie w wielką grę, w której jednym z rozdających karty jest o."dr".Tadeusz Rydzyk. Dlatego właśnie uważam, że wyrządzono panu Jarosławowi wielką krzywdę jako bratu tragicznie zmarłego prezydenta, narażając go na tak silne, negatywne przeżycia. O samą kondycję PiS nie martwię się, bo to nie moje zmartwienie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz